Coraz częściej zacząłem widywać komentarze i posty opiewające na treści typu "u mnie na 5.1 gra dobrze", "robię na słuchawkach, ale jest ok" czy notoryczne klepanie o masteringu. Czytając te posty krew mnie zalewa.
Już kilkukrotnie zwracałem uwagę, czym jest miks, a czym jest mastering.
Definicja z wikipedii
Mastering - !!FINALNY!! etap procesu realizacji produkcji muzycznej, podczas którego wydobywa się niuanse brzmieniowe realizowanego materiału. Ma to na celu ujednolicenie brzmienia wszystkich utworów (zwłaszcza, gdy materiał nagrywany był w różnych studiach) oraz dostosowanie brzmienia materiału do obowiązujących standardów. Podstawą dla masteringu jest poprzednio przeprowadzone poprawnie brzmiące miksowanie.
Czynność masteringu poprzedza przetworzenie dźwięków na cyfrowe bądź analogowe w zależności od możliwości edycyjnych studia nagraniowego. Stosowane narzędzia obróbki to m.in. korektory, kompresory, limitery dźwiękowe. Inżynierowie masteringu stosują urządzenia analogowe, jednak częściej limitowanie odbywa się przy zastosowaniu nowocześniejszych technologii tj. cyfrowo. Technika cyfrowa jest obecnie wygodna z tego względu, iż pozwala na operowanie całością materiału wyciszaniem końcowych fragmentów utworów muzycznych oraz segmentacji całości na zamierzone utwory.
Pojmijcie, do jasnej cholery, że mastering jest procesem WYRÓWNUJĄCYM poszczególne składowe harmoniczne (bo nie wszystko da się zrobić korekcją-człowiek by się zawył przy miksie), jest postawieniem kropki nad i, która bezcelowo istnieje, jeżeli miks jest z d...
Miks IMO jest procesem dostosywania do siebie poszczególnych instrumentów pod względem dopasowania odpowiedniego zakresu częstotliwości, w których grają, żeby się na siebie nie nakładały lub nie powodowały zaburzeń czy interferencji przy ich nałożeniu. Tu kluczem jest odpowiednia korekcja- kompresja w nieodpowiednich rękach może mieć opłakane skutki- makabryczny clipping, przesterowanie i w efekcie wbijanie gwoździa w ścianę, czemu tak k.... jest, a to wynika tylko i wyłącznie z winy miksującego. Brzmienie jest bez wątpliwości cholernie istotną kwestią (dałbym na to nawet 75% udziału w priorytecie i 90% czasu poświęcanego przy tworzeniu utworu) i jeżeli wałek ma przepiękną zawartość merytoryczną, a brzmieniem nie grzeszy, to lwia część słuchaczy sobie takie ścieżki daruje.
Druga sprawa- odsłuchy. Rzecz praktycznie priorytetowa, jeżeli się chce robić muzykę "na poważnie" tak jak i dla własnej satysfakcji. Nie warto oszczędzać na odsłuchach, bo ta inwestycja jest długotrwała (przeżyją 2-3 krotną wymianę sprzętu komputerowego) i pomocna. Słyszy się dokładnie, co jest źle, co świszczy, co dudni- mając coś takiego można się wiele dowiedzieć nt. swojej techniki miksu. Słuchawek, nawet tych drogich nie polecam do wyłączności w miksie, gdyż ma to związek z tworzeniem przestrzeni na słuchawkach, a raczej jej mizernym skutkom (inna sprawa to akustyczna adaptacja pomieszczenia). Mam monitory za 800 złotych i żałuję, że nie odłożyłem więcej np. na dobre Fostexy, ESI albo i więcej na leciwe Yamahy NS-10, które się znajdują w większości profesjonalnych studiów muzycznych na świecie (Timbaland stosuje je na równi z równie świetnymi Genelecami).
Miks na zestawie innym niż 2.1 (przeznaczonym jako MONITORY studyjne) jest kompletnym nieporozumieniem, gdyż zestawy typowo konsumenckie nie mają równej charakterystyki dźwięku, o czym miałem okazję się przekonać osobiście (półtorej roku temu mówiłem "aaaaa, jaki fajny łomot basowy, niech tak zostanie, a to dookolne dźwięki, jak w filmie, super", a rozczarowanie było cholernie gorzkie)- gdy zestaw wam porozrzuca dźwięk po wszystkich pięciu głośnikach, to naprawdę współczuję komuś na tym robić. Dlatego reasumując- inwestujcie w monitory odsłuchowe- NIE POŻAŁUJECIE.